o boże o boże
Najbliższe dwa dni rozrywkowe.
bo mi ciężko na duszy i na sercu.
Zapić, zapomnieć, dalej egzystować.
czwartek, 12 maja 2011
wtorek, 10 maja 2011
No tak mi źle, tak mi źle tak mi szaro...
Wieje nudą. Potworny huragan nudy.
Czy ktoś chce lecieć ze mną do Mediolanu? Albo Londynu? Albo Hiszpanii? Za dość śmieszne pieniądze? W Czerwcu? Może lipcu?
Bo moi znajomi nie chcą :(
Oferta taka, że aż żal nie skorzystać. No i pewnie żal mi będzie serce ściskał przez długie miesiące bo pewnie nie skorzystam ;( Ma dusza kwili. Potrzebuję się ruszyć.
Same zmartwienia ostatnio na mojej głowie.
Chyba pożegnam się z Wydziałem Zarządzania ( tfu tfu tfu) iż gdyż , sobie narobiłam nieobecności (przez moją głupotę i niską odporność) i chyba Pani od laborków za mną nie przepada. Dziś z powodu choróbska anginopodobnego znowu na nią nie poszłam. W sumie nawet nie będę miała pretensji jeśli mnie udupi.
Nie byłam na ani jednym seminarium od początku semestru. Pani promotor chyba nie ma pojęcia o moim istnieniu, także, no, nie jest zbyt ciekawie. Głupota ma boli.A na głupotę wiadomo - lekarstwa nie ma. Tylko cały żart polega na tym, że do tej pory aż tak mi nie zależało, a jak mi nie zależało to nie miałam z niczym problemów. Teraz, jak nagle zaczęło mi cholernie zależeć wszystko się sypie. Beznadziejna jest na studiach kwestia nieobecności. W szkole 5 nieobecności? pffff, pikuś. na studiach? - bye bye. Niesprawiedliwość.
Wysoce prawdopodobne jest też to, że sama tworzę sobie problemy, a błahostki dla innych w moim mniemaniu urastają do rangi kryzysu mego jestestwa.
Pora umierać.
środa, 4 maja 2011
No tego to ja się nie spodziewałam!
Nie wiem co we mnie takiego jest co czyni mnie taką fajną i taką godną, aczkolwiek cokolwiek to by nie było uczyniło ze mnie świadkową po raz drugi! Śluby tydzień po tygodniu, wieczory panieńskie tydzień po tygodniu, w tym z jednego panieńskiego będę musiała pędzić prosto do domu Panny Młodej , która spoza Łodzi pochodzi i poza Łodzią ślub i wesele wyprawia! No szok. Jestemwszokujestemwciąży, jestemwszokujestemwciąży!
Dowiedziałam się dziś, gdy to w ramach socjalizacji umówiłam się na spotkanie z autorką zamieszania. Oczywiście wiedziałam, ze na wesele zaprosi ale TEGO nie mogłam się spodziewać. W życiu by mi to do głowy nie przyszło. Spytałybyście o co tyle zamieszania? No to Wam powiem, że jako dziecko chowane w buszu i dziczy nie uraczyłam nigdy swoją obecnością żadnego wesela, ba! nawet ślubu. Jednakże wiem ze słyszenia, że to trzeba być godnym żeby być świadkiem. No i maj drim kejm tru i oto jestem , uhonorowana dwukrotnie! Jestem godna. Dla mnie to duuuuuuuże "wyróżnienie". Oczywiście dumnam jak paw, albo i nawet pawie dwa. Mojego entuzjazmu możecie nie podzielać ale pal licho. Ważne, że JA czuje jakby mi kto nieba rąbka uchylał.
W ramach socjalizacji też chyba mój brzuch zaczął domagać się pożywienia w drodze powrotnej do domu, co objawiało się donośnym burczeniem. Jakże można połączyć socjalizację z burczeniem w brzuchu? Ano tak, że Pani towarzyszka z krzesła obok w autobusie raczyła mnie przepojonym miłością i troską wzrokiem i na głos zaczęła prawic tyrady, że to dzieci niedożywione chodzą, że biedne dziecię z prowincji, i ze ona biedne dziecię z chęcią nakarmi zawartością swojej nieeko siaty. Dziecię, bo wyglądam na lat 16- żeby była jasność.
W domu czekał na mnie osławiony przez siostrę serniko-brownies z malinami, dla którego postanowiłam naruszyć swoje postanowienia żywieniowe. Otóż... nie warto było. Ohydne to to jak nie wiem. Tak samo jak muffiny z malinami i białą czekoladą, które siostra wytwarza hurtowo, wydajniej niż niejedna fabryka. Takie zestawienia nie dla mnie. Najchętniej zjadłabym coś tłustego, no ale wiadomo, postanowienia żywieniowe zobowiązują.
;*
Nie wiem co we mnie takiego jest co czyni mnie taką fajną i taką godną, aczkolwiek cokolwiek to by nie było uczyniło ze mnie świadkową po raz drugi! Śluby tydzień po tygodniu, wieczory panieńskie tydzień po tygodniu, w tym z jednego panieńskiego będę musiała pędzić prosto do domu Panny Młodej , która spoza Łodzi pochodzi i poza Łodzią ślub i wesele wyprawia! No szok. Jestemwszokujestemwciąży, jestemwszokujestemwciąży!
Dowiedziałam się dziś, gdy to w ramach socjalizacji umówiłam się na spotkanie z autorką zamieszania. Oczywiście wiedziałam, ze na wesele zaprosi ale TEGO nie mogłam się spodziewać. W życiu by mi to do głowy nie przyszło. Spytałybyście o co tyle zamieszania? No to Wam powiem, że jako dziecko chowane w buszu i dziczy nie uraczyłam nigdy swoją obecnością żadnego wesela, ba! nawet ślubu. Jednakże wiem ze słyszenia, że to trzeba być godnym żeby być świadkiem. No i maj drim kejm tru i oto jestem , uhonorowana dwukrotnie! Jestem godna. Dla mnie to duuuuuuuże "wyróżnienie". Oczywiście dumnam jak paw, albo i nawet pawie dwa. Mojego entuzjazmu możecie nie podzielać ale pal licho. Ważne, że JA czuje jakby mi kto nieba rąbka uchylał.
W ramach socjalizacji też chyba mój brzuch zaczął domagać się pożywienia w drodze powrotnej do domu, co objawiało się donośnym burczeniem. Jakże można połączyć socjalizację z burczeniem w brzuchu? Ano tak, że Pani towarzyszka z krzesła obok w autobusie raczyła mnie przepojonym miłością i troską wzrokiem i na głos zaczęła prawic tyrady, że to dzieci niedożywione chodzą, że biedne dziecię z prowincji, i ze ona biedne dziecię z chęcią nakarmi zawartością swojej nieeko siaty. Dziecię, bo wyglądam na lat 16- żeby była jasność.
W domu czekał na mnie osławiony przez siostrę serniko-brownies z malinami, dla którego postanowiłam naruszyć swoje postanowienia żywieniowe. Otóż... nie warto było. Ohydne to to jak nie wiem. Tak samo jak muffiny z malinami i białą czekoladą, które siostra wytwarza hurtowo, wydajniej niż niejedna fabryka. Takie zestawienia nie dla mnie. Najchętniej zjadłabym coś tłustego, no ale wiadomo, postanowienia żywieniowe zobowiązują.
;*
wtorek, 3 maja 2011
Bezruch, bezczyn, bezwszystko.
Gnuśnieję w domu, od tygodnia ( z małymi przerwami w gnuśnieniu) , a czuję jakby minął z miesiąc odkąd wyszłam ostatni raz z domu. Faktem tłumaczącym mogłoby być to iż jestem chorusieńka i grozi mi ślepota na jedno oko, aczkolwiek nie umiem się tłumaczyć takimi banałami.
Co prawda byłam wczoraj na piwku w pubiku z jedną z moich studyjnych koleżaneczek aczkolwiek wypad ten nie był w stanie zaspokoić moich marzeń o podbijaniu wielkiego świata i obcowania z ludźmi. Dodatkowo moja koleżaneczka wyżej wspomniana skrzywdziła mnie wielce tym, iż raczyła wziąć udział w rekrutacji do programu " summer camps"! Mało tego! Zakwalifikowała się wraz ze swym chłopem i razem jadą do CHIN! do CHIN!!! Na 1,5 miesiąca! Beze mnie! bo wspomnę także, że rekrutacja zakończona. Będą się tam opiekować dziećmi, uczyć ich angielskiego i grać w piłkę nożną, siatkową , lekarską i nie wiem co jeszcze. Oczywiście na koszt nie swój własny. Pięknie.
Obiecałam jej, że jej tego nie wybaczę do końca naszych wspólnych dni :( Chyba dobrze robię, prawda?
Powtarzam sobie w duchu, że ja jej jeszcze pokażę i jeszcze będzie mi zazdrościć. Obecnie ONA zazdrości mi wyjazdu erasmusowego do Belgii, także jest to jakieś tam dla mnie pocieszenie. W minimalnym stopniu toteż oczywiście chęć zemsty zostaje.
Jako, że dawno nie miałam do kogo japy otworzyć, spotkanie wczorajsze mnie jednak ciut uspokoiło. Gadałyśmy o podróżowaniu. Ja z punktu widzenia czysto teoretycznego zasypywałam ją wyczytanymi w internecie mądrościami, ONA mnie z punktu widzenia praktycznego. Idealne połączenie. Może kiedyś uda nam się zaplanować coś razem. I wish. Do podróżowania trzeba mieć:
ciut odwagi ( wieeeeem, to głupie),
ciut zasobny portfel ( zawsze na minusie) i
ciut fajnego i żądnego poznawania świata kompana.
Ja nie znalazłam jeszcze tego 3 czynnika, który pomógłby mi sprostać i pokonać pozostałe 2 czynniki. Co wydaje mi się dziwne i zasmucające, ze młode osoby, które ja znam i , z którymi mi dobrze, są takie zamknięte, bo nawet chęci nie mają, albo podróż im się wydaje mega kolosalnym wydatkiem, jakby mieli w planach lot na wyspę Bali co najmniej! No ale już. Może kiedyś me marzenia podróżnicze willkomtru.
Jest w tym odrobina kokieterii, a owszem ponieważ przecież jadę do Belgii
(tralalalala) a Belgia to heart of ojrop i byłoby grzechem nie skorzystać z takich nadażających się okazji podróżniczych. Francja, Holandia, Niemcy, Londyn. Jak Bóg da to może i dalej.
Także ten, coś mnie natchnęło na taki pseudorefleksyjny wpis.
PS: Irytują mnie ludzie
edit: ku dopełnieniu mej goryczy i bólu obejrzałam sobie "Godziny". Film zacny, jednak wpędzający w nastrój refleksyjno - autodestrukcyjny.
Wam życzę miłego wieczoru ubogiego w tego typu sentymentalne bzdety :)
Gnuśnieję w domu, od tygodnia ( z małymi przerwami w gnuśnieniu) , a czuję jakby minął z miesiąc odkąd wyszłam ostatni raz z domu. Faktem tłumaczącym mogłoby być to iż jestem chorusieńka i grozi mi ślepota na jedno oko, aczkolwiek nie umiem się tłumaczyć takimi banałami.
Co prawda byłam wczoraj na piwku w pubiku z jedną z moich studyjnych koleżaneczek aczkolwiek wypad ten nie był w stanie zaspokoić moich marzeń o podbijaniu wielkiego świata i obcowania z ludźmi. Dodatkowo moja koleżaneczka wyżej wspomniana skrzywdziła mnie wielce tym, iż raczyła wziąć udział w rekrutacji do programu " summer camps"! Mało tego! Zakwalifikowała się wraz ze swym chłopem i razem jadą do CHIN! do CHIN!!! Na 1,5 miesiąca! Beze mnie! bo wspomnę także, że rekrutacja zakończona. Będą się tam opiekować dziećmi, uczyć ich angielskiego i grać w piłkę nożną, siatkową , lekarską i nie wiem co jeszcze. Oczywiście na koszt nie swój własny. Pięknie.
Obiecałam jej, że jej tego nie wybaczę do końca naszych wspólnych dni :( Chyba dobrze robię, prawda?
Powtarzam sobie w duchu, że ja jej jeszcze pokażę i jeszcze będzie mi zazdrościć. Obecnie ONA zazdrości mi wyjazdu erasmusowego do Belgii, także jest to jakieś tam dla mnie pocieszenie. W minimalnym stopniu toteż oczywiście chęć zemsty zostaje.
Jako, że dawno nie miałam do kogo japy otworzyć, spotkanie wczorajsze mnie jednak ciut uspokoiło. Gadałyśmy o podróżowaniu. Ja z punktu widzenia czysto teoretycznego zasypywałam ją wyczytanymi w internecie mądrościami, ONA mnie z punktu widzenia praktycznego. Idealne połączenie. Może kiedyś uda nam się zaplanować coś razem. I wish. Do podróżowania trzeba mieć:
ciut odwagi ( wieeeeem, to głupie),
ciut zasobny portfel ( zawsze na minusie) i
ciut fajnego i żądnego poznawania świata kompana.
Ja nie znalazłam jeszcze tego 3 czynnika, który pomógłby mi sprostać i pokonać pozostałe 2 czynniki. Co wydaje mi się dziwne i zasmucające, ze młode osoby, które ja znam i , z którymi mi dobrze, są takie zamknięte, bo nawet chęci nie mają, albo podróż im się wydaje mega kolosalnym wydatkiem, jakby mieli w planach lot na wyspę Bali co najmniej! No ale już. Może kiedyś me marzenia podróżnicze willkomtru.
Jest w tym odrobina kokieterii, a owszem ponieważ przecież jadę do Belgii
(tralalalala) a Belgia to heart of ojrop i byłoby grzechem nie skorzystać z takich nadażających się okazji podróżniczych. Francja, Holandia, Niemcy, Londyn. Jak Bóg da to może i dalej.
Także ten, coś mnie natchnęło na taki pseudorefleksyjny wpis.
PS: Irytują mnie ludzie
edit: ku dopełnieniu mej goryczy i bólu obejrzałam sobie "Godziny". Film zacny, jednak wpędzający w nastrój refleksyjno - autodestrukcyjny.
Wam życzę miłego wieczoru ubogiego w tego typu sentymentalne bzdety :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)