wtorek, 31 stycznia 2012

Przedziwna sytuacja ale 31 stycznia wymyśliłam sobie postanowienie noworoczne. Postanowienie to tyczy się tego bloga i obiecałam sobie, że w końcu zacznę coś na nim pisać ;) Dla siebie. Mogłabym sobie zadać pytanie dlaczego dopiero teraz? Cudne 4,5 miesiąca spędziłam na wymianie studenckiej i nie napisałam praktycznie nic pozytywnego, a teraz mam pisać o swoim nudnym życiu w łodzi? Ironia, prawda? Co prawda gdzieś tam, w kopiach roboczych, znajdują się kopie robocze niedokończonych postów, których nie opublikowałam, sama nie wiem dlaczego bo czytanie ich sprawia mi frajdę. No ale pewnie wynikało to z faktu, że zaczynałam pisać i nagle coś się działo, coś co zmieniało moje zaangażowanie , a jak chciałam wrócić by dokończyć nie czułam już weny. Jakiejkolwiek. Ale w tym momencie jest wręcz przeciwnie, mam ogromną potrzebę pisania. O czymkolwiek. O pierdołach. O tym, że jutro wracam do Polski na dobre , i że jest mi z tym źle i dobrze zarazem. Może jest to spowodowane faktem, iż powinnam się uczyć do ostatniego egzaminu, który odbędzie się jutro i mój mózg już jest tak nakręcony, że potrzebuje wylać choć trochę myśli na "papier". Nie wiem ;)

sobota, 29 października 2011

What the hell I'm doing here?!

Odwiedzila mnie dzis moja przyjaciolka wena, przeczytalam swoje poprzednie posty i przyznac musze ze mialam kupe smiechu, z samej siebie przede wszystkim.
Siedze w Belgii, jest sobotnie popoludnie a ja nie odpoczywam po wczorajszej imprezie, bo takowej nie bylo, a nawet jakby byla to nie mialabym z kim sie wybrac.Od tygodnia kisze sie w domu, gdzie przebywam z 3 nie sprzyjajacymi mi osobami.
Na razie ucze sie samodzielnego poruszania sie po miescie.Wczoraj zwiedzilam okoliczny park i moge powiedziec ze sie zakochalam, moze dzisiaj umieszcze zdjecia na facebooku albo nawet zedytuje posta! wow
Na poczatku mialam mieszkac gdzie indziej, z innymi erasmusami ale mojego ojca cos tknelo i po ucieczce ze starego mieszkania,postanowil ulokowac mnie z moja - nazwijmy ja - kolezanka z Polski. Jest tu ladnie i przytulnie i mieszkamy we 3 ale niestety zupelnie sie z dziewczynami nie dogaduje. Ostatnio przyjechal narzeczony jednej z nich i moge uroczyscie przyznac ze go nie znosze. Jasne ze to nie moim mezem zostanie w przyszlosci ale skoro musze z nim przebywac przez 2 tyg., skoro wykopal mnie z mojego lozka i skoro zachowuje sie jak pan na wlosciach musze jakos odreagowac i napisac, ze jest jednym z najwiekszych wiesniakow jakich spotkalam w zyciu. Powtarzam jak mantre, ze jeszcze tydzien, i ze jakos sie powstrzymam.
Rozgladalam sie za innymi mieszkaniami, aczkolwiek nie sa na moja kieszen i musze zostac tu gdzie jestem, przynajmniej do czasu kiedy przemozna chec zrobienia komus krzywdy nie przybieze na sile.
Erasmus mial byc najpiekniejszym wydarzeniem mojego dotychczasowego zycia, a tymczasem mam ochote uciec stad jak najdalej. Tesknie za przyjaciolmi z prawdziwego zdarzenia, za moja praca w pubie i ksiegarni, za wolnym czasem spedzanym z najdrozszymi memu sercu ludzmi. Za wariacjami i niezobowiazujacymi przygodami. Pozostajac w swiecie ckliwosci napisze tylko, ze wakacje tego roku byly najlepszymi wakacjami w moim zyciu.
Z racji tego iz jestem osoba niesmiala trudno mi jest nawiazywac nowe , miedzynarodowe przyjaznie,zwlaszcza ze nie mam wsparcia w nikim i brak zadnego wdrozyciela pod reka.
ale cholera! czy nie po to tu wlasnie przyjechalam? Po to, wiec musze do jasnej anieli wziac sie w garsc, bo wiadomo, ze wiezienie to stan umyslu, i ze sama stwarzam sobie problemy.
Nie mowie, ze nie spedzilam do tej pory zadnych przyjemnych chwil, bo to nie prawda, na poczatku bylo super, imprezy, zwiedzanie, oswajanie sie z inna kultura, ale mam nieodparte wrazenie ze przez swoja glupote teraz marnuje swoj czas na bezsensowne siedzenie na dupie i uzalanie sie nad soba. takze mam nadzieje, ze z tym koniec.
Jutro jedziemy - jesli mnie nie wykopia- do Holandii. Zamierzamy jechac do Amsterdamu po drodze zahaczajac o Rotterdam.
Teraz zbieram sie do miasta zeby kupic swoj pierwszy aparat kompaktowy za erasmusowy grant. Najwyzej przez kolejny miesiac bede jechac na mlecznych papkach, w sumie sie przyda ;]

piątek, 10 czerwca 2011

Tada da da

o to jestem
Za dużo ciekawych rzeczy sie u mnie nie dzieje.
Ot, TYLKO Ula przyjechała do mnie na czas Ligi Światowej :)
a tak serio serio to po roku się nie widzenia to było dla mnie coś, po przypomnieniu sobie jaka Urszula jest tęsknie do niej bardziej ;]
Spędzam czas na oczekiwaniu na przyjaciółkę ( miejmy nadzieję, że wciąż nią jest); na uczeniu się do egzaminów i innych duperelach mniej lub bardziej istotnych.
Żadnego kolorowego ptaka o barwnym życiu ze mnie się nie da zrobić, a nie umiem chyba opisywać codzienności z typowym dla bloggerek urokiem i zaangażowaniem. Może wena wróci, może nie :P
Dziękuję za uwagę, Dobranoc ;)


..............................................................................

proszę Państwa o to Inka ( lub craving for beauty - jak kto woli)postanowiła zrobić giveaway, a ja Proszę Państwa postanowiłam wziąć w nim udział :)

Wklejam jeszcze raz link dla pewności, że wszyscy trafią ;)
http://cforcraving.blogspot.com/2011/06/my-first-giveaway-czyli-c-for-craving.html#comments

czwartek, 12 maja 2011

o boże o boże
Najbliższe dwa dni rozrywkowe.
bo mi ciężko na duszy i na sercu.
Zapić, zapomnieć, dalej egzystować.

wtorek, 10 maja 2011


No tak mi źle, tak mi źle tak mi szaro...
Wieje nudą. Potworny huragan nudy.
Czy ktoś chce lecieć ze mną do Mediolanu? Albo Londynu? Albo Hiszpanii? Za dość śmieszne pieniądze? W Czerwcu? Może lipcu?
Bo moi znajomi nie chcą :(
Oferta taka, że aż żal nie skorzystać. No i pewnie żal mi będzie serce ściskał przez długie miesiące bo pewnie nie skorzystam ;( Ma dusza kwili. Potrzebuję się ruszyć.
Same zmartwienia ostatnio na mojej głowie.
Chyba pożegnam się z Wydziałem Zarządzania ( tfu tfu tfu) iż gdyż , sobie narobiłam nieobecności (przez moją głupotę i niską odporność) i chyba Pani od laborków za mną nie przepada. Dziś z powodu choróbska anginopodobnego znowu na nią nie poszłam. W sumie nawet nie będę miała pretensji jeśli mnie udupi.
Nie byłam na ani jednym seminarium od początku semestru. Pani promotor chyba nie ma pojęcia o moim istnieniu, także, no, nie jest zbyt ciekawie. Głupota ma boli.A na głupotę wiadomo - lekarstwa nie ma. Tylko cały żart polega na tym, że do tej pory aż tak mi nie zależało, a jak mi nie zależało to nie miałam z niczym problemów. Teraz, jak nagle zaczęło mi cholernie zależeć wszystko się sypie. Beznadziejna jest na studiach kwestia nieobecności. W szkole 5 nieobecności? pffff, pikuś. na studiach? - bye bye. Niesprawiedliwość.
Wysoce prawdopodobne jest też to, że sama tworzę sobie problemy, a błahostki dla innych w moim mniemaniu urastają do rangi kryzysu mego jestestwa.
Pora umierać.

środa, 4 maja 2011

No tego to ja się nie spodziewałam!
Nie wiem co we mnie takiego jest co czyni mnie taką fajną i taką godną, aczkolwiek cokolwiek to by nie było uczyniło ze mnie świadkową po raz drugi! Śluby tydzień po tygodniu, wieczory panieńskie tydzień po tygodniu, w tym z jednego panieńskiego będę musiała pędzić prosto do domu Panny Młodej , która spoza Łodzi pochodzi i poza Łodzią ślub i wesele wyprawia! No szok. Jestemwszokujestemwciąży, jestemwszokujestemwciąży!
Dowiedziałam się dziś, gdy to w ramach socjalizacji umówiłam się na spotkanie z autorką zamieszania. Oczywiście wiedziałam, ze na wesele zaprosi ale TEGO nie mogłam się spodziewać. W życiu by mi to do głowy nie przyszło. Spytałybyście o co tyle zamieszania? No to Wam powiem, że jako dziecko chowane w buszu i dziczy nie uraczyłam nigdy swoją obecnością żadnego wesela, ba! nawet ślubu. Jednakże wiem ze słyszenia, że to trzeba być godnym żeby być świadkiem. No i maj drim kejm tru i oto jestem , uhonorowana dwukrotnie! Jestem godna. Dla mnie to duuuuuuuże "wyróżnienie". Oczywiście dumnam jak paw, albo i nawet pawie dwa. Mojego entuzjazmu możecie nie podzielać ale pal licho. Ważne, że JA czuje jakby mi kto nieba rąbka uchylał.
W ramach socjalizacji też chyba mój brzuch zaczął domagać się pożywienia w drodze powrotnej do domu, co objawiało się donośnym burczeniem. Jakże można połączyć socjalizację z burczeniem w brzuchu? Ano tak, że Pani towarzyszka z krzesła obok w autobusie raczyła mnie przepojonym miłością i troską wzrokiem i na głos zaczęła prawic tyrady, że to dzieci niedożywione chodzą, że biedne dziecię z prowincji, i ze ona biedne dziecię z chęcią nakarmi zawartością swojej nieeko siaty. Dziecię, bo wyglądam na lat 16- żeby była jasność.
W domu czekał na mnie osławiony przez siostrę serniko-brownies z malinami, dla którego postanowiłam naruszyć swoje postanowienia żywieniowe. Otóż... nie warto było. Ohydne to to jak nie wiem. Tak samo jak muffiny z malinami i białą czekoladą, które siostra wytwarza hurtowo, wydajniej niż niejedna fabryka. Takie zestawienia nie dla mnie. Najchętniej zjadłabym coś tłustego, no ale wiadomo, postanowienia żywieniowe zobowiązują.
;*

wtorek, 3 maja 2011

Bezruch, bezczyn, bezwszystko.
Gnuśnieję w domu, od tygodnia ( z małymi przerwami w gnuśnieniu) , a czuję jakby minął z miesiąc odkąd wyszłam ostatni raz z domu. Faktem tłumaczącym mogłoby być to iż jestem chorusieńka i grozi mi ślepota na jedno oko, aczkolwiek nie umiem się tłumaczyć takimi banałami.
Co prawda byłam wczoraj na piwku w pubiku z jedną z moich studyjnych koleżaneczek aczkolwiek wypad ten nie był w stanie zaspokoić moich marzeń o podbijaniu wielkiego świata i obcowania z ludźmi. Dodatkowo moja koleżaneczka wyżej wspomniana skrzywdziła mnie wielce tym, iż raczyła wziąć udział w rekrutacji do programu " summer camps"! Mało tego! Zakwalifikowała się wraz ze swym chłopem i razem jadą do CHIN! do CHIN!!! Na 1,5 miesiąca! Beze mnie! bo wspomnę także, że rekrutacja zakończona. Będą się tam opiekować dziećmi, uczyć ich angielskiego i grać w piłkę nożną, siatkową , lekarską i nie wiem co jeszcze. Oczywiście na koszt nie swój własny. Pięknie.
Obiecałam jej, że jej tego nie wybaczę do końca naszych wspólnych dni :( Chyba dobrze robię, prawda?
Powtarzam sobie w duchu, że ja jej jeszcze pokażę i jeszcze będzie mi zazdrościć. Obecnie ONA zazdrości mi wyjazdu erasmusowego do Belgii, także jest to jakieś tam dla mnie pocieszenie. W minimalnym stopniu toteż oczywiście chęć zemsty zostaje.
Jako, że dawno nie miałam do kogo japy otworzyć, spotkanie wczorajsze mnie jednak ciut uspokoiło. Gadałyśmy o podróżowaniu. Ja z punktu widzenia czysto teoretycznego zasypywałam ją wyczytanymi w internecie mądrościami, ONA mnie z punktu widzenia praktycznego. Idealne połączenie. Może kiedyś uda nam się zaplanować coś razem. I wish. Do podróżowania trzeba mieć:
ciut odwagi ( wieeeeem, to głupie),
ciut zasobny portfel ( zawsze na minusie) i
ciut fajnego i żądnego poznawania świata kompana.
Ja nie znalazłam jeszcze tego 3 czynnika, który pomógłby mi sprostać i pokonać pozostałe 2 czynniki. Co wydaje mi się dziwne i zasmucające, ze młode osoby, które ja znam i , z którymi mi dobrze, są takie zamknięte, bo nawet chęci nie mają, albo podróż im się wydaje mega kolosalnym wydatkiem, jakby mieli w planach lot na wyspę Bali co najmniej! No ale już. Może kiedyś me marzenia podróżnicze willkomtru.
Jest w tym odrobina kokieterii, a owszem ponieważ przecież jadę do Belgii
(tralalalala) a Belgia to heart of ojrop i byłoby grzechem nie skorzystać z takich nadażających się okazji podróżniczych. Francja, Holandia, Niemcy, Londyn. Jak Bóg da to może i dalej.
Także ten, coś mnie natchnęło na taki pseudorefleksyjny wpis.
PS: Irytują mnie ludzie


edit: ku dopełnieniu mej goryczy i bólu obejrzałam sobie "Godziny". Film zacny, jednak wpędzający w nastrój refleksyjno - autodestrukcyjny.
Wam życzę miłego wieczoru ubogiego w tego typu sentymentalne bzdety :)