sobota, 29 października 2011

What the hell I'm doing here?!

Odwiedzila mnie dzis moja przyjaciolka wena, przeczytalam swoje poprzednie posty i przyznac musze ze mialam kupe smiechu, z samej siebie przede wszystkim.
Siedze w Belgii, jest sobotnie popoludnie a ja nie odpoczywam po wczorajszej imprezie, bo takowej nie bylo, a nawet jakby byla to nie mialabym z kim sie wybrac.Od tygodnia kisze sie w domu, gdzie przebywam z 3 nie sprzyjajacymi mi osobami.
Na razie ucze sie samodzielnego poruszania sie po miescie.Wczoraj zwiedzilam okoliczny park i moge powiedziec ze sie zakochalam, moze dzisiaj umieszcze zdjecia na facebooku albo nawet zedytuje posta! wow
Na poczatku mialam mieszkac gdzie indziej, z innymi erasmusami ale mojego ojca cos tknelo i po ucieczce ze starego mieszkania,postanowil ulokowac mnie z moja - nazwijmy ja - kolezanka z Polski. Jest tu ladnie i przytulnie i mieszkamy we 3 ale niestety zupelnie sie z dziewczynami nie dogaduje. Ostatnio przyjechal narzeczony jednej z nich i moge uroczyscie przyznac ze go nie znosze. Jasne ze to nie moim mezem zostanie w przyszlosci ale skoro musze z nim przebywac przez 2 tyg., skoro wykopal mnie z mojego lozka i skoro zachowuje sie jak pan na wlosciach musze jakos odreagowac i napisac, ze jest jednym z najwiekszych wiesniakow jakich spotkalam w zyciu. Powtarzam jak mantre, ze jeszcze tydzien, i ze jakos sie powstrzymam.
Rozgladalam sie za innymi mieszkaniami, aczkolwiek nie sa na moja kieszen i musze zostac tu gdzie jestem, przynajmniej do czasu kiedy przemozna chec zrobienia komus krzywdy nie przybieze na sile.
Erasmus mial byc najpiekniejszym wydarzeniem mojego dotychczasowego zycia, a tymczasem mam ochote uciec stad jak najdalej. Tesknie za przyjaciolmi z prawdziwego zdarzenia, za moja praca w pubie i ksiegarni, za wolnym czasem spedzanym z najdrozszymi memu sercu ludzmi. Za wariacjami i niezobowiazujacymi przygodami. Pozostajac w swiecie ckliwosci napisze tylko, ze wakacje tego roku byly najlepszymi wakacjami w moim zyciu.
Z racji tego iz jestem osoba niesmiala trudno mi jest nawiazywac nowe , miedzynarodowe przyjaznie,zwlaszcza ze nie mam wsparcia w nikim i brak zadnego wdrozyciela pod reka.
ale cholera! czy nie po to tu wlasnie przyjechalam? Po to, wiec musze do jasnej anieli wziac sie w garsc, bo wiadomo, ze wiezienie to stan umyslu, i ze sama stwarzam sobie problemy.
Nie mowie, ze nie spedzilam do tej pory zadnych przyjemnych chwil, bo to nie prawda, na poczatku bylo super, imprezy, zwiedzanie, oswajanie sie z inna kultura, ale mam nieodparte wrazenie ze przez swoja glupote teraz marnuje swoj czas na bezsensowne siedzenie na dupie i uzalanie sie nad soba. takze mam nadzieje, ze z tym koniec.
Jutro jedziemy - jesli mnie nie wykopia- do Holandii. Zamierzamy jechac do Amsterdamu po drodze zahaczajac o Rotterdam.
Teraz zbieram sie do miasta zeby kupic swoj pierwszy aparat kompaktowy za erasmusowy grant. Najwyzej przez kolejny miesiac bede jechac na mlecznych papkach, w sumie sie przyda ;]

4 komentarze:

  1. Hehe, nie ma to jak zgrana paczka w mieszkanku na obczyznie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. jak to wykopal Cie z Twojego lozka? dalas sie ??:P szkoda,ze tacy ludzi Ci sie trafili, ale bierz sie w garsc i szukaj innych znajomych :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jak to wykopal Cie z Twojego łózka? mam chyba problemy z ogarnianiem takich sytuacji...na dlugo wyjechalas? uwielbiam parki!

    OdpowiedzUsuń